Here is a live example (the source Notion page of this page).


<P ALIGN="CENTRE">

b

To był długi dzień. Po kilku długich godzinach debat, rzucanych pomysłów - tych absurdalnych jak i ciekawych - On, wraz ze swoją świtą wyruszył by przeżyć kolejne przygody. Spokojna codzienność w murach cytadeli jest dla niego jak i wielu innych śmiałków zbyt szara, żeby zostać tam dłużej niż do pierwszego kaca (a ten może przyjść nawet po tygodniu ostrego picia, zależnie od łupów z ostatniej wyprawy). Tak więc Estafiel, jego wierny Ogar, jego giermek jak i trzech relatywnie przydatnych najemników wyszło poza teren spokoju i beztroski ruszając za swądem łatwego pieniądza - NA FRONT! Po kilku dniach i paru zgubach dotarli do miejsca, które można nazwać obozem dowodzenia. Bliżej mu było jednak do definicji nieładu, czy chaosu. Kilka wycelowanych strzał i dwóch rycerzy zastąpiło JEMU, ESTAFIELOWI drogę po łatwy zarobek. Po wymianie kilku zdań w końcu spotkali się z wąsaczem, rzekomym generałem tej - tfu - armii. Z racji sceptycznego podejścia szefa całej tej bandy, Estafiel z ekipą musieli pokazać, że są nie w ciemię bici. Nasz Bohater pokazał jak słabo uzbrojeni są rycerze sprawy słusznej - wystarczyło do tego jedno szybkie, acz przeszywające na wylot spojrzenie. Kilka dodatkowych szarpnięć Velorana załatwiło sprawę - byli godni. W jakże żywej i pełnej buchających ogniem emocji rozmowie Estafiel, wraz ze swoją świtą, dostał ostatecznie odpowiednie dla jego sławy zadanie za przyzwoite pieniądze i wyruszył po głowę Garada - złego Pana i właściciela czarnej fortecy. Przemykając się przez gąszcze traw i gęstwiny lasów drużyna ominęła front i czyhające zagrożenia. Od czasu do czasu napotykała oddziały zwiadowcze wroga (które przy okazji były eliminowane bez większego hałasu). Największym jednak problemem w całej tej misji był brak informacji kim tak właściwie jest Garad i gdzie go można znaleźć. Wszak każdy dumnie się chwalił, że to on walczył na froncie z Garadem na południu - w identycznym momencie, gdy ktoś walczył z tym samym Garadem na wschodzie. Bystry umysł i niezawodna intuicja pokierowały Estafiela, a za nim jego świtę wprost do czarnej twierdzy. Gdy w końcu wydawałoby się, że ich wyprawa jest na finiszu, oczom bohatera ukazał się obraz oblężenia. Wielkie pająki i mniejsze, niebieskie, człekokształtne stworzenia podobne do goblinów wspinały się po murach twierdzy, Ta stała w płomieniach. Gdy nasz półelf chciał omówić plan, z lasu wyłonił się kolejny Garad wraz z dwójką sługusów - jeden zakapturzony, drugi bez oka. Skinął swojemu wiernemu Ogarowi że czas na niego i kazał mu uciec. Pies więc tak postąpił! Cóż za wierne stworzenie! Wydawałoby się, że sam Estafiel stchórzył i wziął nogi za pas. Tak na prawdę skierował się do fortecy. Przedarł się do niej i goniąc za swoim instynktem by znaleźć prawdziwego lalkarza, który wysyła na front swoje marionetki. Kilka zgrabnych skoków po głowach goblinów i odwłokach pająków pozwoliło mu dotrzeć przed zdawałoby się pilnie strzeżone drzwi. I ON WIEDZIAŁ! Jak koń z klapkami na oczach za nic miał dwóch potężnych orków, ze swoimi broniami. Zrobił jeden skok, drugi, kucnął, zatańczył i zniknął im z oczu na krótki moment. Moment który był wystarczający do wyważenia drzwi, za którymi ujrzał dokładnie to, czego szukał. Mag - z mrocznymi szatami, zamkniętymi oczami i manipulujący kryształami dookoła niego, w których to było widać odbicia frontu, odbicia walki w innych różnych miejscach, czy chociażby tego oblężenia, w którego centrum jakimś cudem znalazł się nasz bohater. Bezlitosnym ruchem ręki wyciągnął dwa sztylety, a pamięć mięśniowa zadziałała - jeden wbity prosto w szyję, a drugi pod żebro smyrając serce swym ostrym czubkiem. W całej tej akcji jeden z orków zniknął, a drugi próbując walczyć o przywództwo umarł śmiercią głupca. Kilka chwil minęło i z okiennicy wyłonił się któryś z jego pomagierów - Veloran - i przeszkodził swoją osobą w uczcie Estafiela, gdy ten żywił się wyrwanym sercem Garada.

</P>